inflacja

Inflacja i spowolnienie gospodarcze sprawiają, że ponad połowa polskich pracowników obawia się o swoją sytuację finansową. Rosnące koszty utrzymania przekładają się m.in. na chęć podjęcia dodatkowego zatrudnienia.

Rosnąca inflacja

Obecna sytuacja gospodarcza nie napawa optymizmem. Styczniowa inflacja wyniosła 17,2 proc. rok do roku. Najnowsza prognoza Komisji Europejskiej przewiduje tylko 0,4 proc. wzrostu polskiego PKB. Wszystko to sprawia, że dotychczasowy rynek pracownika zaczyna przechodzić w rynek pracodawcy. Większość pracowników przestaje mieć nadzieję na podwyżkę. Do głosu dochodzi też strach przed redukcją zatrudnienia.

Inflacja coraz bardziej daje się we znaki Polakom. 60 proc. otwarcie przyznaje, że w ostatnim roku ich stopa życiowa uległa pogorszeniu. Pracownicy nie chcą bezczynnie siedzieć i czekać, aż sytuacja sama się poprawi. Decydują się na podjęcie dodatkowej pracy. Tak przynajmniej deklaruje co piąty ankietowany. Inni planują się przebranżowić. Wszystko na rzecz korzystniejszych warunków finansowych i stabilniejszego zatrudnienia.

Wzrost wynagrodzenia

wynagrodzenie

      wynagrodzenie

Zdecydowana większość pracujących Polaków liczy na podwyżkę w tym roku. Chęć motywowana jest przede wszystkim stale rosnącymi cenami żywności i usług. Swoje wnioski argumentują wysoką jakością pracy, ponieważ przekłada się ona na wymierne korzyści przedsiębiorstw.

Niestety, mimo uzasadnionych potrzeb, nie wszyscy pracodawcy przychylają się do wniosków pracowników. Ponad połowa wnioskodawców otrzymała mniejszą podwyżkę od tej, o którą wnioskowała. Zaledwie co trzeci ankietowany mógł poczuć się doceniony – jego wniosek został rozpatrzony pozytywnie.

Zbyt niskie zarobki mogą zmniejszyć stabilność zatrudnienia w obrębie firmy. Pracownicy, chcąc osiągnąć wyższe wynagrodzenia, chętniej niż do tej pory będą zmieniać pracodawców. Ci, którzy nie zdecydują się na ten krok, z mniejszą efektywnością będą wykonywać swoje obowiązki.

Emigracja zarobkowa

emigracja zarobkowa

 emigracja zarobkowa

Choć skutki globalnej inflacji dotknęły każdy kraj, Polacy z jeszcze większą sympatią wypowiadają się na temat emigracji zarobkowej. Chcąc podnieść swoje warunki bytowe, rozważają wyjazd do takich państw, jak Niemcy, Holandia czy Wielka Brytania. Co niepokojące, wielu z nich myśli o pozostaniu tam na stałe.

W 2022 roku chęć wyjazdu zadeklarował co czwarty czynny zawodowo obywatel naszego kraju. Są to najczęściej osoby młode, specjalizujące się w szeroko rozumianych zawodach fizycznych. Za granicą chcieliby oni znaleźć zatrudnienie przede wszystkich w branży budowlanej, produkcyjnej lub w przemyśle. 

Przeczytaj też:

1. Polski rynek pracy: wojna w Ukrainie a deficyt pracowników
2. Praca zdalna uregulowana. Sejm przyjął nowelizację kodeksu pracy
3. Jak się przebranżowić?

Postawiliśmy tylko na polskich pracowników, bo nie uważamy, by odbiegali oni od swoich wschodnich sąsiadów pracowitością, zaradnością czy odpowiedzialnością. To, co słyszy się obecnie w ogólnopolskich mediach, to mit – mówi Sebastian Zelek, doświadczony HR – owiec i właściciel firmy InWork. 

InWork: W Polsce od dłuższego czasu panuje powszechne przekonanie, że pracownicy z zagranicy – szczególnie z Ukrainy – są idealną receptą dla polskich pracodawców, którym brakuje rąk do pracy. Czy słusznie pokładamy w nich tak spore nadzieje?

SZ: Wielu osobom tak się wydaje, jednak nie jest to prawda. Tego typu pracownicy z reguły napływają do naszego kraju większymi grupami, przez co uzupełniają deficyty pracownicze w zawodach fizycznych, takich jak choćby kierowcy, budowlańcy czy spawacze. Niestety, jest to dobre rozwiązanie, ale tylko na moment. Spory procent pracowników zza naszej wschodniej granicy zatrudnia się w Polsce bez obowiązkowych pozwoleń na pracę, przez co w ciągu roku mogą oni pracować tylko przez sześć miesięcy. Po tym okresie zmuszeni są rezygnować ze swoich zatrudnień, a pracodawca zmuszony jest kolejny raz głowić się nad znalezieniem nowych rąk do pracy.  

InWork: Większość z nich [red. Ukraińców] nie mówi w języku polskim, prawda? Czy może to mieć negatywny wpływ na panującą atmosferę w pracy, która – co nie od dzisiaj wiadomo – jest tak ważna?

SZ: Tak, zdecydowanie. Brak znajomości naszego języka może znacząco wpływać na panującą atmosferę wewnątrz danej firmy. A szkoda, bo – można powiedzieć – od pozytywnie nakręconej atmosfery wszystko powinno się zaczynać. Wiem o tym doskonale. W naszej firmie ten aspekt jest prowadzony wzorowo, dzięki czemu możemy liczyć na nieustanny rozwój, a przy tym miło spędzać czas. 

InWork: A sposób bycia? Czy pracownik z Ukrainy różni się od tego z Polski w swoim codziennym zachowaniu?

SZ: Trudno jest to ocenić, bowiem swoją opinią mógłbym kogoś bezpodstawnie skrzywdzić. Tak, jak w każdej grupie narodowej, jest to zależne od indywidualnych cech charakterów. W naszym kraju jest dość spora niechęć do Ukraińców, wynosząca ponad 40 punktów procentowych. Co prawda z biegiem czasu maleje, jednak wciąć jest to dość spory odsetek. Dlaczego tak się dzieje? Może właśnie chodzi o ten statystyczny brak integracji z pracownikami innych nacji? 

InWork: Wiele Agencji Pośrednictwa Pracy twierdzi, że warto zatrudniać pracowników z Ukrainy ze względu na uproszczone formalności zatrudnienia. Czy faktycznie jest tak kolorowo?

SZ: Jeśli przedsiębiorcy myślą krótkofalowo, to procedura faktycznie nie jest zbytnio skomplikowana. Z doświadczenia wiem, że w biznesie powinno się myśleć perspektywicznie. Pracownik z Ukrainy przyjeżdżający do naszego kraju „za chlebem” potrzebuje dwóch pozwoleń: do pobytu na terytorium RP i do podjęcia zatrudnienia. Jeśli dany cudzoziemiec przebywa u nas jedynie za pośrednictwem wizy lub zezwolenia na pobyt czasowy, można powierzyć mu pracę za sprawą specjalnego oświadczenia i wtedy procedura jest dość prosta. Jednak trzeba pamiętać, że będzie on mógł u nas pracować jedynie przez najbliższe sześć miesięcy w ciągu roku. W innych przypadkach sytuacja jest o wiele bardziej skomplikowana.  

InWork: Czyli twierdzenie, że ta procedura jest najprostsza na świecie jest fałszywe? Co tego typu nieprawdziwym zagraniem próbują osiągnąć takie agencje?

SZ: Ze 100 – procentową pewnością nie mogę tego stwierdzić, ale wiem, że agencjom specjalizującym się w zatrudnianiu Ukraińców w głównej mierze zależy na ponadprzeciętnym zarobku. Każdy pracownik, który znajdzie za ich pomocą zatrudnienie w naszym kraju będzie zmuszony „oddać” pewną część swojego wynagrodzenia. W zamian za to dostanie prowizoryczne zakwaterowanie, a czasami też wyżywienie. Dlatego zawsze uważałem i dalej będę uważał, że lepszym rozwiązaniem jest zatrudnienie polskiego pracownika, praktycznie za te same pieniądze.  

InWork: Mówi się też, że Ukraińcy są nawet przesadnie zmotywowani do pracy. Czy może to mieć pozytywny wpływ również w dłuższej perspektywie?

SZ: O ile w powyższych tematach byłem bardziej ostrożny, teraz muszę wykazać się pełną stanowczością. Człowiek nie jest maszyną i nikt nie powinien tej prawdy kwestionować. Praca ponad siły nigdy nie ma pozytywnego wpływu, nawet w najbardziej wyszukanych przypadkach. Pracownicy mogą wykonywać swoje zawodowe obowiązki nawet 16 godzin dziennie, pracować w dni ustawowo wolne i weekendy, ale po jakimś czasie ich wydajność prawdopodobnie spadnie aż do tego stopnia, że nie będą w stanie wyrobić później zwykłej 8. godzinnej normy w ciągu 16 godzin.  

InWork: Jakie są różnice, jeżeli chodzi o koszty, z jakimi powinien liczyć się pracodawca zatrudniający Ukraińca zamiast Polaka?

SZ: Sprawa jest prosta. Zatrudniając polskiego pracownika interesujemy się jedynie jego pensją. Jego czas wolny, życie rodzinne nas nie obchodzi i dzięki temu mamy poczucie graniczące z pewnością, że pojawi się on następnego dnia w pracy. W przypadku Ukraińskiego pracownika martwimy się dodatkowo jego zakwaterowaniem, wyżywieniem, różnego typu pozwoleniami, co w konsekwencji może prowadzić do niezłego zawrotu głowy. Ktoś może powiedzieć, że wszystkim zajmą się prywatne agencje pracy. Teoretycznie tak, ale praktyka nie jest już tak łaskawa.

InWork: Podsumowując: dlaczego Pan twierdzi, że zatrudnianie rodzimych pracowników jest wartością dodatnią? Wyróżnia to firmę InWork na tle innych Agencji Pracy?

SZ: Postawiliśmy tylko na polskich pracowników, bo nie uważamy, by odbiegali oni od swoich wschodnich sąsiadów pracowitością, zaradnością czy odpowiedzialnością. To, co słyszy się obecnie w ogólnopolskich mediach, to mit. Dlaczego mamy stawiać na cudzoziemców, skoro nasi rodacy równie chętnie podejmą się wszelkiego rodzaju prac? Dodatkowo – jak już poniekąd powiedziałem wcześniej – pracodawcy zatrudniający Polaków zaoszczędzają swój cenny czas i nie muszą przystosowywać ich do specyfiki polskiego systemu gospodarczego. W przypadku Ukraińców jest zgoła odmiennie. Myślę, że jest to ogromny walor wyróżniający naszą firmę w branży HR na tle pozostałych, który z pewnością w niedalekiej przyszłości wpłynie pozytywnie nie tylko na naszą firmę, ale też na cały polski rynek pracy.

InWork: Dziękuję za ten krótki, ale bardzo treściwy wywiad.

SZ: Również bardzo dziękuję.

Choć według Głównego Urzędu Statystycznego średnie wynagrodzenie w Polsce w III kwartale 2019 roku wynosi 5148,07 złotych brutto, to zdecydowana większość Polaków nie jest zadowolona ze swoich obecnych zarobków. Z czego to wynika? Ile jeszcze nam brakuje do pełnej satysfakcji finansowej?

Aby odpowiedzieć na te i inne pytania, w pierwszej kolejności należy zwrócić uwagę na niemiarodajną wysokość średniego wynagrodzenia. 5148, 07 – wygląda nieźle, ale niestety jest to dość sztuczna kwota. Dlaczego? Wartość brutto nie uwzględnia ani wszystkich kosztów pracodawcy, ani faktycznego zarobku pracownika. W tym przypadku utrzymanie pracobiorcy kosztuje przedsiębiorcę 6202,39 złotych, a ten dostanie „na rękę” 3717,47 złotych. Co prawda dalej nie wygląda to najgorzej, jednak trzeba pamiętać też o tym, że w statystyce biorą udział wszystkie osoby czynne zawodowo, a więc również prezesi, dyrektorzy czy specjaliści techniczni, którzy bez wątpienia stanowczo zawyżają tę optymistyczną kwotę.

Wielu pracowników wykonuje swoje obowiązki na podstawie umów cywilnoprawnych (najczęściej są to umowy zlecenie). Jednym z podstawowych i zarazem najważniejszych atrybutów, jakie odróżniają tę formę zatrudnienia od standardowej umowy o pracę jest stosowanie kodeksu cywilnego. W przypadku umowy o pracę jest to kodeks pracy. Mając na uwadze ponadprzeciętną sympatię, z jaką pracodawcy darzą umowy zlecenia, prawo również i w tym przypadku reguluje wysokość minimalnej stawki. Obecnie wynosi ona 14,70 złotych brutto. W przyszłym roku ma wzrosnąć do poziomu 17 złotych. 

Ile chcieliby zarabiać polscy pracownicy? Dla ułatwienia, podzielmy ich na dwie podstawowe grupy: tę dopiero zyskującą doświadczenie (21-35 lat) i tę doświadczoną (45-60 lat). Tak samo jak zarobki Polaków, również ich oczekiwania finansowe są bardzo zróżnicowane. 17% osób wchodzących na polski rynek pracy chciałoby zarabiać pomiędzy 2000 a 2500 złotych, 14% 3000-3500 złotych, a 12% z nich między 4000 a 5000 złotych. Wyobrażenia starszych pracowników są nieco bardziej wygórowane. Najliczniejszy odsetek (16%) stanowią osoby chcące zarabiać 2500-3000 złotych, 14% 3000-3500, 11% 3500-4000, a co dziesiąty respondent życzyłby sobie 5000-6000 złotych.

Mówiąc o zarobkach, warto wspomnieć też o fakcie niechęci naszych rodaków do dzielenia się z innymi informacjami dotyczącymi ich dochodów. Zaledwie 59% ankietowanych otwarcie przyznaje, że rozmawia z najbliższymi o swoim wynagrodzeniu. Dodatkowo, tylko 64% opiniodawców deklaruje posiadanie wspólnego rodzinnego konta! Niestety, czasami zdarzają się również sytuacje, w których i pracodawcy usilnie utrzymują tę kwestię w tajemnicy, łaskawie wyjawiając prawdę dopiero na ostatnim etapie rekrutacyjnym. Moglibyśmy uczyć się jawności dochodów choćby od Niemców, którzy w firmach zatrudniających ponad 200. pracowników bez uzasadnienia mogą zapytać przełożonego o zarobki pozostałych.

Ci, którzy w znacznym stopniu wpływają na przekłamaną średnią wysokość wynagrodzenia w Polsce, to specjaliści z branży IT. Dzieje się tak za sprawą zapotrzebowania przewyższającego dostępność specjalistów na rynku. Na ile mogą liczyć? Już studenci wchodzący z teorii w praktykę mogą liczyć na 5500 złotych brutto, a ogólna mediana branży wynosi 12 tysięcy złotych.

Jak widać, większość osób pracujących w Polsce nie jest podbudowana swoimi zarobkami, jednak niedługo ma się to zmienić. Zgodnie z planem, płaca minimalna w naszym kraju już od 1 stycznia 2020 roku mWa wynosić 2600 złotych brutto (1920,62 złotych „na rękę”), co będzie stanowić podwyżkę aż o 350 złotych. A to dopiero początek. Obecny obóz rządzący zapowiedział, że w ostatnim kwartale przyszłego roku pensja minimalna wzrośnie do 3000 złotych, a w 2023 roku do poziomu 4000 złotych. Czy jest to dobra i przemyślana metoda ścigania zachodnich gospodarek? Zdania są podzielone. Jednak nie pozostaje nam nic innego, jak pozytywnie patrzeć w przyszłość. 

Choć według Głównego Urzędu Statystycznego średnie wynagrodzenie w Polsce w III kwartale 2019 roku wynosi 5148,07 złotych brutto, to zdecydowana większość Polaków nie jest zadowolona ze swoich obecnych zarobków. Z czego to wynika? Ile jeszcze nam brakuje do pełnej satysfakcji finansowej?

Aby odpowiedzieć na te i inne pytania, w pierwszej kolejności należy zwrócić uwagę na niemiarodajną wysokość średniego wynagrodzenia. 5148, 07 – wygląda nieźle, ale niestety jest to dość sztuczna kwota. Dlaczego? Wartość brutto nie uwzględnia ani wszystkich kosztów pracodawcy, ani faktycznego zarobku pracownika. W tym przypadku utrzymanie pracobiorcy kosztuje przedsiębiorcę 6202,39 złotych, a ten dostanie „na rękę” 3717,47 złotych. Co prawda dalej nie wygląda to najgorzej, jednak trzeba pamiętać też o tym, że w statystyce biorą udział wszystkie osoby czynne zawodowo, a więc również prezesi, dyrektorzy czy specjaliści techniczni, którzy bez wątpienia stanowczo zawyżają tę optymistyczną kwotę.

Wielu pracowników wykonuje swoje obowiązki na podstawie umów cywilnoprawnych (najczęściej są to umowy zlecenie). Jednym z podstawowych i zarazem najważniejszych atrybutów, jakie odróżniają tę formę zatrudnienia od standardowej umowy o pracę jest stosowanie kodeksu cywilnego. W przypadku umowy o pracę jest to kodeks pracy. Mając na uwadze ponadprzeciętną sympatię, z jaką pracodawcy darzą umowy zlecenia, prawo również i w tym przypadku reguluje wysokość minimalnej stawki. Obecnie wynosi ona 14,70 złotych brutto. W przyszłym roku ma wzrosnąć do poziomu 17 złotych. 

Ile chcieliby zarabiać polscy pracownicy? Dla ułatwienia, podzielmy ich na dwie podstawowe grupy: tę dopiero zyskującą doświadczenie (21-35 lat) i tę doświadczoną (45-60 lat). Tak samo jak zarobki Polaków, również ich oczekiwania finansowe są bardzo zróżnicowane. 17% osób wchodzących na polski rynek pracy chciałoby zarabiać pomiędzy 2000 a 2500 złotych, 14% 3000-3500 złotych, a 12% z nich między 4000 a 5000 złotych. Wyobrażenia starszych pracowników są nieco bardziej wygórowane. Najliczniejszy odsetek (16%) stanowią osoby chcące zarabiać 2500-3000 złotych, 14% 3000-3500, 11% 3500-4000, a co dziesiąty respondent życzyłby sobie 5000-6000 złotych.

Mówiąc o zarobkach, warto wspomnieć też o fakcie niechęci naszych rodaków do dzielenia się z innymi informacjami dotyczącymi ich dochodów. Zaledwie 59% ankietowanych otwarcie przyznaje, że rozmawia z najbliższymi o swoim wynagrodzeniu. Dodatkowo, tylko 64% opiniodawców deklaruje posiadanie wspólnego rodzinnego konta! Niestety, czasami zdarzają się również sytuacje, w których i pracodawcy usilnie utrzymują tę kwestię w tajemnicy, łaskawie wyjawiając prawdę dopiero na ostatnim etapie rekrutacyjnym. Moglibyśmy uczyć się jawności dochodów choćby od Niemców, którzy w firmach zatrudniających ponad 200. pracowników bez uzasadnienia mogą zapytać przełożonego o zarobki pozostałych.

Ci, którzy w znacznym stopniu wpływają na przekłamaną średnią wysokość wynagrodzenia w Polsce, to specjaliści z branży IT. Dzieje się tak za sprawą zapotrzebowania przewyższającego dostępność specjalistów na rynku. Na ile mogą liczyć? Już studenci wchodzący z teorii w praktykę mogą liczyć na 5500 złotych brutto, a ogólna mediana branży wynosi 12 tysięcy złotych.

Jak widać, większość osób pracujących w Polsce nie jest podbudowana swoimi zarobkami, jednak niedługo ma się to zmienić. Zgodnie z planem, płaca minimalna w naszym kraju już od 1 stycznia 2020 roku ma wynosić 2600 złotych brutto (1920,62 złotych „na rękę”), co będzie stanowić podwyżkę aż o 350 złotych. A to dopiero początek. Obecny obóz rządzący zapowiedział, że w ostatnim kwartale przyszłego roku pensja minimalna wzrośnie do 3000 złotych, a w 2023 roku do poziomu 4000 złotych. Czy jest to dobra i przemyślana metoda ścigania zachodnich gospodarek? Zdania są podzielone. Jednak nie pozostaje nam nic innego, jak pozytywnie patrzeć w przyszłość.